+3
namteH 9 marca 2017 01:25
Zwykle gdy przychodziły krótsze jesienne dni to zabierałem się w dłuższą podróż w nieznane zakątki północnych Włoch. Potem wracałem, pokazywałem znajomym zdjęcia i zmuszałem ich od okazywania wyrazów zachwytu nad miejscami odwiedzonymi przeze mnie.
W tym roku (tzn. w zeszłym, 2016) wpadłem na wspaniały pomysł i chciałem zabrać jeszcze parę osób, coby na własne oczy zobaczyli. Niestety, życie bywa okrutne, tak samo jak ceny biletów gdy chcesz kupić od razu dla 4 osób.
Coby nie niweczyć nowej, świeckiej tradycji Wszystkich Świętych, postanowiłem spędzić 5 dni na moim oddanym środku lokomocji, czyli rowerze.
Zwykle w północne rejony Katalonii jechałem pociągiem a potem sobie zjeżdżałem 2 dni. W tym roku (tzn. ubiegłym, 2016) wszedłem sobie na ambicje i postanowiłem z Barcelony wjechać na samą górę, pod niebiosa wręcz. Trasa wiodła przez takie oto miasta i wsie: Manresa, Tuixent, Seu d'Urgell, La Molina, Castellar de n'Hug, Puig-reig, Sabadell. Spałem w tych czterech podkreślonych, na poniższej mapie widać gdzie to.

mapazprofilbic.jpg


Pogoda była taka jak zwykle, czyli dobra, stabilna, nudna. W tym roku prawie nie wiało, nawet tam na przedgórzu. Wieczory chłodne, szczególnie w górzystej części. Trasa wiodła w 100% po asfalcie, żadnych polnych czy kamienistych udziwnień. Jak widać w dolnej części załączonej mapki, profil trasy był dość wymagający. Podjazdy były długie ale w naturze nic nie ginie więc zjazdy rekompensowały mozolne turlanie się pod górkę.

Pierwszy dzień wycieczki (Barcelona-Manresa) był dość nudny i przewidywalny. Jazda w dzień roboczy, po głównej drodze, nawet jeśli zacienia ją Montserrat to nie jest to co tygrysy lubią najbardziej. Ale trzeba się jakoś wydostać z tej cywilizacji coby potem móc rozkoszować się ciszą i spokojem. W Manresie spałem w schronisku młodzieżowym Del Carmen (Albergue Juvenil Del Carmen). Miałem własny, ascetyczny pokój. Koszt to ok. 20€ (lepiej sprawdzić na stronie) ze śniadaniem. Luksus to to nie jest ale wystarczy żeby odpocząć przed następnym dniem. Schronisko znajduje się w centrum miasta i z jego wejścia rozpościera się piękny, wieczorny widok na Montserrat.

IMG_20161028_183804.jpg

Widok na Montserrat z wejścia do Albergue Juvenil Del Carmen

Niedaleko (tam wszystko jest niedaleko) znajduje się bar (Bar Oscar, St. Joan Baptista la Salle, 32), gdzie można dobrze zjeść za rozsądną cenę, a dokładniej to za 7.5€ jest tzw plato combinado, czyli np to co widać na poniższym zdjęciu.

IMG_20161028_173454.jpg

Kiełbasa z fasolką i dodatkami

Kupa żarcia! Takie menu (ceny wiszą na wejściu więc nie trzeba się pakować do środka żeby obczaić co jest) to własnie talerz jedzenia + picie (ale na pewno nie piwo bezalkoholowe, bo za to sobie policzył osobno; normalne pewnie byłoby w cenie).
W tym czasie (czyli pod koniec października) w sklepach mieli sporo grzybów i w ogóle sporo ludzi wyjeżdżało na grzyby właśnie.

Drugi dzień wojaży był bardziej interesujący niż pierwszy dzień, bom wjechał w nieznane mi rejony. Po za tym, "okazało się", że będzie dla mnie spanie w Puigcerda, tam gdzie pierwotnie chciałem się udać. Tego dnia przejechałem przez tereny gdzie wydobywa się węgiel kamienny (Súria),...

IMG_20161029_105738.jpg

Industrialny pejzaż Súrii

...potem rzuciłem okiem na zamek w Cardonie,...

IMG_20161029_115821.jpg

Zamek w Cardonie

...a dalej to już wąska droga, którą przejechałem przez tamę na rzece Cardener.

IMG_20161029_151523.jpg

Przejazd przez tamę na rzece Cardener

Dalej było próbowanie miejscowych słodkości w Sant Llorenç de Morunys i...

IMG_20161029_164007.jpg

Dyniowy placek

...podjazd, pierwszy z tych kilku większych w czasie tej wycieczki.

IMG_20161029_165208.jpg

Jesienne barwy Katalonii

Na mapie to wygląda dość skromnie, krótki odcinek i nie rzuca się w oczy; ale w sumie te serpentyny po coś tam są... Podjazd się kończył na 1668 m.n.p.m. (Coll de Port), skąd czekał mnie już tylko mrożący zjazd (w kotlinie słońce już prawie zaszło za górami i zrobiło się chłodnawo + wiatr na zjazdach) do wioski Tuixent.

IMG_20161029_182912.jpg

Widok z Coll de Port; w dole (prawie 500 metrów niżej) widać Tuixent

Tam spałem w przybytku o pięknej nazwie Can Cortina. Pokoik z łazienką + HB za 40 € (nic tańszego w okolicy nie ma; oferta jest mała jak ta wioska i wszyscy mają podobne ceny). Na kolację dostałem dwa dania, w tym gorącą zupę po czym poszedłem spać, bo ciemno, zimno i nie ma co oglądać na zewnątrz a dzień kolejny miał być równie ciężki...

Trzeciego dnia chciałem dotrzeć tam gdzie zwykle docierałem pociągiem, czyli do Puigcerda. Tuixent leży w kotlinie, więc żeby pojechać dalej trzeba z niej wyjechać, natury nie oszukasz!

3Dbici.jpg

Poglądowa mapa 3D na trasę 3. dnia


IMG_20161030_100641.jpg

Katalońskie krowy

Najpierw wdrapałem się na 1480 m.n.p.m. (Coll de la Trava) a potem zjechałem, prawie zamrażając sobie palce, do La Seu d'Urgell. Na Coll de la Trava warto zatrzymać się i narwać sobie jałowca i owoców dzikiej róży, są zaraz obok drogi, przy wydeptanym placyku.

IMG_20161030_104252.jpg

Widok z Coll de la Trava; w centralnym punkcie widać La Seu d'Urgell a za nią, po prawej, droga do Andory

W La Seu d'Urgell również warto się zatrzymać na chwil parę. Znajduje się tam katedra z XII wieku, w której pewnie czasem śpiewa Alleluja biskup tamtejszej diecezji, który jest także współksięciem Andory. Z bardziej przyziemnych przybytków polecam bar La Via. Ceny wiszą przy wejściu. Menu del día w cenie 10 € a jedzenia tyle, że nie dasz rady. Plato combinado też obfite i smaczne. Jeśli macie możliwość to na deser zamówcie sorbet (lody?) truskawkowy - robią go na miejscu i jest przepyszny. Dzień wcześniej, z rana, zadzwonił ktoś do mnie z zapytaniem czy nie potrzebuję spania na dzień jutrzejszy (czyli dziś), bo coś tam kiedyś pisałem do nich ale ...(bajzel i tyle). No więc ja, myśląc, że się rozchodzi o spanie w Puigcerda, do którego chciałem się udać, powiedziałem, że jadę i potem zadzwoniłem żeby odwołać inna rezerwację. Po obiedzie w La Seu coś mnie tknęło żeby zobaczyć skąd to do mnie dzwonili poprzedniego dnia rano. Okazało się, że dzwonili do mnie z miejsca gdzie miałem spać ostatniej nocy, ale jakoś się nie zrozumieliśmy w tamtym momencie. Wobec tego musiałem znów zawołać odwołaną rezerwację w La Molina i jechać tam właśnie. Z La Seu do La Molina większość trasy wiedzie główną drogą krajową. Ruch był najgorszy z możliwych, czyli średni, ale jakoś szczególnie to nie przeszkadzało.

IMG_20161030_135046.jpg

Jesienny pejzaż doliny rzeki Segre

Jesienne słońce, lekki wiatr w plecy i uroczo wyścielona dolina rzeki Segre pozwoliły miło przejechać ten odcinek. Przejechawszy tą większą połowę trasy, odbiłem w stronę Alp (miejscowość o takiej nazwie), gdzie zatrzymałem się w naleśnikodajni (Creperia Minus, Plaça Major, 5). Skusiłem się na naleśnika nadziewanego boczkiem, serem i jajkami; dobre w akceptowalnej cenie. Z resztą, ciężko się było skupić na jedzeniu w tym miejscu... ;).

IMG_20161030_140722.jpg

Inny jesienny pejzaż doliny rzeki Segre

Następnie udałem się do La Molina. Miejscowość jest znanym ośrodkiem zimowego wypoczynku; trasy narciarskie, wyciągi itp. La Molina ma dwie części: górna i dolna. Ja spałem na dole, w schronisku pw. Matki Boskiej Śnieżnej (Alberg Mare de Déu de Les Neus) :D Miałem do dyspozycji duży pokój z dwoma łózkami piętrowymi. Czysto i ciepło (kaloryfery już grzały). Jako że miałem spanie z HB a do pory kolacyjnej miałem jakieś 3 godziny to wybrałem się na spacer po dolnej La Molinie co by zjeść coś słodkiego. Niestety, ta część miasteczka nie oferuje zbyt wiele (zero sklepów, tylko nieliczne bary), ale coś na ząb można znaleźć w barze w pobliskiej stacji kolejowej. Serwują tam m.in. naleśniki na słodko. Z nutellą i orzechami to wydatek rzędu 3.5 €; są tam również fotografie z dawnych czasów oraz ulotki i inne informacje turystyczne; nie jest to jakaś przydworcowa speluna.

Następnego dnia znów musiałem się wspinać już zaraz po śniadaniu: najpierw do górnej La Moliny a potem w stronę Castellar de n'Hug. O ile ta pierwsza część była tak zwykła że aż nudna, to podjazd pod Coll de la Creueta (1888 m.n.p.m.) mógłby trwać trochę dłużej. Otwarta przestrzeń... puste łąki (w zimie można poszusować)... aż się czuje, że jestem na jakiejś planecie a nie w jakimś ciasnym, ciemnym lesie.

IMG_20161031_110237.jpg

Między La Molina i Castellar de n'Hug

Coll de la Creueta to najwyżej położony punkt mojej wycieczki. Teraz czekało mnie prawie 25 km zjazdu, podczas którego podziwiałem m.in. masyw Cadí-Moixeró.

IMG_20161031_112634.jpg

Widok z Coll de la Creueta w stronę masywu Cadí-Moixeró

Po drodze zatrzymałem się w miejscu gdzie swój początek ma jedna z dwóch głównych barcelońskich rzek - LLobregat. Dalej, minąłem miejscowość La Pobla de Lillet, gdzie znajduje się stacja kolejki Tren del Ciment, wąskotorówka używana w czasach gdy w pobliskiej kopalni wydobywane kamienie i robiono cement. Dziś to już tylko muzeum i atrakcja turystyczna.

IMG_20161031_123749.jpg

Stacja kolejki Tren del Ciment

Potem, niestety, znów mnie czekał podjazd typu "ciemny las", gdzie mijałem ludzi zbierających grzyby. W Borredzie zatrzymałem się na napełnienie żołądka. Przypadkowo spotkany tubylec polecił jadłodajnię El Gat Blau. Tanie to to nie było jakoś specjalnie ale przynajmniej zjadłem coś lepszejszego. Zamówiłem sałatkę z kozim serem (widziałem, że w okolicy handlowali kozim serem więc to pewnie coś miejscowego, w odróżnieniu od herbatek z Lidla które tam serwują), który okazał się serem nagrodzonym gdzieś na jakieś wystawie/konkursie, we Francji chyba. Gdyby ktoś był w pobliżu to jak najbardziej polecam. Do Puig-reig dojechałem prawie cały czas zjeżdżając dość wąską ale równą asfaltową drogą. Znów piękne jesienne widoki, melancholia, dokąd tak gonisz, człowieku?!

IMG_20161031_161831.jpg

A ty dokąd tak gonisz?

W Puig-reig możemy poczuć czym zajmują się miejscowi - smród chlewni niczym krakowski smog przepełnia miasto. Spałem w hostelu Sant Marti, gdzie za 30 € masz jedynkę z łazienką i dostępem do basenu (tak, mają basen i jakąś siłownię). Obiekt jest mały ale...mają ambitnego szefa. Rezerwację miałem zrobioną przez booking. Gość 2 dni przed zadzwonił się i spytał czy przyjadę (dlatego miało miejsc to wcześniej opisane nieporozumienie). Po odbytym pobycie jak zwykle wystawiłem notę na bookingu i jak to w życiu bywa, nota końcowa to nie było 10 a chyba coś kolo 9. Trzy dni po powrocie do domu właściciel przybytku zadzwonił do mnie i zapytał się mnie czemu taka nota a nie 10? Oczywiście pełna kultura, a nie że z mordą do mnie. 10 minut panu tłumaczyłem co można by poprawić co by następnym razem było bliżej 10 [emoji38]

Ostatniego, piątego dnia, czekał mnie powrót do tzw cywilizacji. Do Barcelony pojechałem przez Monistrol de Calders. Do Sabadell ruch był niewielki a potem to już wlekli się za mną w ogonie, te miernoty w samochodach...; nawet jakiś facet potracił dziewuchę na rowerze. Ja akurat miałem więcej szczęścia i dość sprawnie, bez gubienia się, przejechałem przez tą dość nieprzyjemną okolicę. Ostatni podjazd to był wjazd pod Tibidabo, rzut oka na to co przede mną...i westchnie do tego co towarzyszyło mi przez te ostatnie 3 dni...
No ale! ale! Przecież świat się nie kończy! Można znów tam pojechać! A może by tak...samochód wynająć? Tak też zrobiłem. Miesiąc później znów byłem w tamtych rejonach. Mapka poniżej pokazuje trasę przejechaną samochodem.

mapasamoch.jpg



W La Molina spadł już śnieg, a jedzenie w La Seu wciąż było tak samo pyszne. Po drodze odwiedziliśmy Pals, bo niby tam ładny zamek itp itd. Moja chińska koleżanka, która wyznaczyła ten punkt do zwiedzenia, a nie wiedziała, że takich wiosek w Katalunii jest na pęczki i lepiej wybrać się do miejscowości, które oprócz starej zabudowy mają inne walory, np Hostalric (położony nad przepaścią, przy głównej drodze Barcelona-Girona), Sant Feliu de Guíxiols (kawałek za Tossą, na Costa Brava), Castelló d'Empúries (blisko Roses, Cadaques i Figueras; małe ale dobre ciastka mają).

Potem pojechaliśmy do jednego z obowiązkowych punktów w tej części kraju, czyli Besalú. Jakkolwiek, trochę mnie zaskoczyła liczba turystów. Fakt, że to był długi weekend ale takich tłumów, odbierających urok temu miejscu, się nie spodziewałem.

IMG_0036.JPG

Słynny most w Besalú

Kolejna rzecz, która mnie zaskoczyła to sprzedawane metalowe figury zwierząt w okolicznych sklepach: od wróbla do bociana, inne nie-ptaki także. Zapytana ekspedientka: skąd to? powiedziała, że nie wie. Ot i cały ten byznes... A potem coś tam jęczą, że Katalonia ma dość turystów LCC. No tak! Każdy pasażer Iberii czy innego LOTu marzy o tym żeby pojechać do Besalú i obkupić się metalowymi zwierzętami :roll:

IMG_0049.JPG

Jeszcze słynniejsze metalowe zwierzęta z Besalú

Ten dzień zakończyliśmy w Olot. Spaliśmy w dość przyjemnym miejscu: schronisko młodzieżowe (Alberg Torre Malagrida). Piękny budynek (z zewnątrz), doskonale położony i dodatkowo jest gdzie zaparkować.

IMG_20161209_095119.jpg

Alberg Torre Malagrida

Pokoiki dość małe ale wystarczyły. W lecie mogłoby być trochę duszno (tak mi się wydaje) ale zimową porą polecam jak najbardziej. Ciepło, sucho, blisko, cicho no i tanio (19 € BB, 28 € HB).
Olot jest znany z okolicznych wulkanów, albo raczej tego co z nich zostało. 2 czy 3 zachowały swój kształt i można na nie wejść. Jeden z nich znajduje się rzut beret od centrum miasta (Volcan Montsacopa) i polecam się tam przejść. Nie jest to trudne, nie wymaga specjalnego obuwia czy stroju (dość niska górka). Na szczycie znajduje się kościół/kaplica, i można podziwiać bliższe i dalsze okolice (Pireneje).
Tego dnia mieliśmy do przejechania ok 200 km, z Olot do Baro, przez Ripoll, Ribes de Fresner, La Molina, La Seu d'Urgell, Sort. Trasa między Olot i La Molina jest dość malownicza, szczególnie o tej porze roku, jesienią. Liczne zakręty i spora różnica poziomów (450 m.n.p.m. Olot i La Molina +/- 1500 m.n.p.m.) sprawiają, że jazda może nie wszystkim przypaść do gustu i konieczne będą częste postoje, które można spożytkować na robienie zdjęć.

IMG_20161209_125314.jpg

Okolice Ribes de Fresner

Przed dojazdem do La Molina skręciliśmy w stronę przełęczy, przez którą przejeżdżałem miesiąc wcześniej, na rowerze. Na początku grudnia temperatura w południe była lekko poniżej zera i wszędzie leżał śnieg.

IMG_20161209_141536_HDR.jpg

Podjazd na Coll de la Creueta

La Molina to znany ośrodek narciarski. Można tam łatwo dojechać bezpośrednim pociągiem z Barcelony. Na obiad udaliśmy się do La Seu, do tego samego przybytku (bar/restaurante La Via), gdzie byłem poprzednio sam na rowerze. Po obfitym posiłku postanowiłem zmienić coś w swoim życiu, nabrać nowego doświadczenia, poznać nowe hiszpańskie słowa. Wszystkie z tych zamierzonych celów pomogło mi osiągnąć zarysowanie samochodu po obu stronach tylnego zderzaka . A najśmieszniejsze jest to, że ja już tam kiedyś bylem (nie miesiąc wcześniej, 2-3 temu) i też się zgubiłem w tych uliczkach, tyle że wtedy kierowałem moim jednośladem... a historia się lubi powtarzać!
Droga N-260 miedzy Adrall i Sort jest bardzo kręta i już przy wjeździe na nią jest informacja o maksymalnej prędkości 70 km/h. Jako że było ciemno i kręto to i tak ciężko było szybciej jechać. Gdzieś po drodze nawet jakieś bydło nam na środek drogi wyszło... Ten dzień zakończyliśmy w Baro, gdzie spędziliśmy 2 noce w apartamencie. Ciepło, czysto i spokojnie. W okolicy nie ma zbyt wiele rzeczy do robienia. Można sobie trochę połazić ale widoki są takie sobie.

IMG_20161210_112943_HDR.jpg

Górski potok w Baro

My mieliśmy to szczęście, że niskie temperatury z samego rana zadbały o małą dekorację otoczenia.

IMG_20161210_113414.jpg

Zimowa dekoracja

W kwestii jedzenia to mogę polecić Fonda Can Fasèrsia w La Pobla de Segur. Jest to taka restauracja z miejscami do spania. Spałem tam 2-3 lata temu (pokój z oknem na szyb windy...) i spać tam nie polecam (choć to jedno z najtańszych miejsc w całej Katalonii (dlatego tam spałem :mrgreen: ) ale za to jedzenie mają dobre. Nie pamiętam co zamówiliśmy ale nie było drogo a smacznie owszem; np jako przystawkę dostaliśmy starty owoc, który smakuje jak jabłko wymieszane z czosnkiem - ponoć miejscowy specjał.

Ostatniego dnia czekała nas nie tak krótka droga do Barcelony z przystankiem na zwiedzanie Cardony. Niewątpliwą atrakcją tego poranka była bardzo gęsta mgła. Widoków żadnych. Jak by na środku drogi stała brzoza to pewnie bym nie ominął.

IMG_0210.JPG

Mgła w okolicach Tremp

We wszystkie poprzednie dni wszyscy mnie wyprzedzali (bo ja jeżdżę przepisowo...), nawet policja tam gdzie to bydło na drodze i ograniczenie do 70, a tu to akurat wszyscy ładnie jechali za mną w ogonku.
Zamek w Cardonie wygląda ładnie z daleka ale z bliska...to nie wiem, bo nie byliśmy w środku. Znów zabrakło czasu... Cardona również jest znana z kopalni soli (czy coś w tym rodzaju), ale raczej nie jest to druga Wieliczka. Ogólnie miejscowość była polecana jako jedna z tych, które warto zwiedzić.

Do Barcelony dojechaliśmy bez większych problemow. Jako że był to koniec długiego weekendu to można było spodziewać się korków itp ale nic takiego nie miało miejsca.

Samochód wypożyczyłem w firmie AutoClick, przez doyouspain i był to Nissan Pulsar, 1.5 dci; spalił ok 33 litry na ponad 700 km, co daje ok 4.5 l/100km. Jak dla kogoś, kto w sumie pierwszy raz w życiu tak długą trasę zrobił to raczej nieźle. Przy oddawaniu auta miła pani zażyczyła 629,20 € za te moje ślady użytkowania na tylnym zderzaku. Prawie 1 € na każdy przejechany km! :mrgreen: Całe szczęście miałem ubezpieczenie i jeszcze przed świętami powiedzieli, że oddadzą co do grosza. Całkowity koszt wynajmu samochodu + paliwo to było mniej niż 100 € na 4 dni.

Jeśli ktoś przybywa do Barcelony i nie chce kolejny raz kisić się w tym ... mieście to polecam wziąć furę i ruszyć w drogę (tylko uważajcie na rowerzystów ;) )!

Dodaj Komentarz

Komentarze (5)

ewaolivka 9 marca 2017 08:05 Odpowiedz
Świetne są takie małe miejscowości :) Przypomniałam sobie Besalu, kilka lat temu, wczesna wiosna...pojedyńcze osoby w całym miasteczku, pusty most...Chyba mi się udało trafić na nie sezon ;) Fajna relacja.
don-bartoss 9 marca 2017 14:26 Odpowiedz
Ciekawa relacja i przyjemne w oglądaniu zdjęcia. Dobrze wygląda ta Hiszpania jesienią.
higflyer 7 kwietnia 2017 10:11 Odpowiedz
Bardzo fajna relacja. Dobrze, że redaktor ją odkrył. @‌namteH‌ publikowanie relacji w środku nocy o 3:25 wtedy kiedy cała Polska śpi to nie jest dobry pomysł. Podobno w Katalonii są bardzo barwne obchody Wielkanocy? Słyszałeś coś o tym?
namteh 7 kwietnia 2017 12:13 Odpowiedz
@‌Higflyer‌Zwykle jest tak, że zasiadam tak koło 22 żeby "zrobić ostatnie porządki" a o której kończę to łatwo sprawdzić...Raczej nie nastawiam się na przypadkowego czytelnika, który zajrzy, bo akurat ktoś wrzucił, a chodzi mi bardziej o osoby, które planują wyjazd i poszukują informacji. Co do obchodów wielkanocnych w Katalonii: jak się dobrze zagłębisz w moje rowerowe relacje to zobaczysz, że ostatnie 4 lata Wielkanoc spędzałem po za Katalonią... ;) I w tym roku nie będzie inaczej; w środę wybieram się do Aragonii.Generalnie to Andaluzja jest takim regionem, gdzie Wielkanoc obchodzi się najbardziej widowiskowo.
higflyer 7 kwietnia 2017 19:55 Odpowiedz
namteH napisał: Raczej nie nastawiam się na przypadkowego czytelnika, który zajrzy, bo akurat ktoś wrzucił, a chodzi mi bardziej o osoby, które planują wyjazd i poszukują informacji.Lepiej brać sprawy w swoje ręce, a nie zostawiać przypadkowi. Najlepszy czas antenowy jest po wiadomościach, a przed i po prognozie pogody. Czyli około godziny 20 :)