+3
namteH 24 maja 2015 00:00
W czasie tegorocznego Wielkiego Tygodnia odbyłem rowerową podroż po wschodniej Hiszpanii. Chciałbym w tym miejscu nie tyle co opowiedzieć o jeździe jako takiej, ale o tym gdzie jadłem i spałem w tych nieczęsto odwiedzanych przez nas rejonach.
Poniżej przedstawiam mapę, gdzie widać którędy jechałem...

mapa.jpg


oraz miejsca gdzie się zatrzymywałem na spoczynek.

mapa2.jpg



Wybierając się w nie zbyt turystyczne rejony Hiszpanii warto pamiętać, że jest to kraj który jednak żyje z turystki i jest ona obecna wszędzie. Najbardziej to widać oczywiście na wybrzeżu i w większych miastach półwyspu ale także w miasteczka i wioskach można znaleźć jakiś nocleg. Problem polega na tym, że spora cześć tych noclegów jest nieznajdywalna przez wszelakie strony oferujące noclegi, typu booking. Co robić w takim przypadku? Otóż istnieją strony z wykazem miejsc noclegowych, np toprural.com escapadarural.com. Można tam znaleźć dane kontaktowe i niektóre szczegóły dotyczące wynajmu, np minimalna ilość dni czy osób. Czasami jest możliwy kontakt w innym języku niż miejscowy ale warto znać choć trochę hiszpański. Możemy zostać poproszeni o dokonanie przedpłaty np za jedna noc.


IMG_3173 lleida_resize.JPG

LLeida z centralnie położonym zabytkowym wzgórzem z zamkiem i katedrą

Jeśli kto podróżował po Hiszpanii tylko po wybrzeżu albo większych miastach to będzie milo zaskoczony oferowanymi posiłkami. Tu na forum często pewnym odnośnikiem ceny za posiłek jest cena za menu del dia, czyli 2 dania, deser i kawę. Dla moich trzewi taka ilość byłaby sporym obciążeniem w trakcie jazdy rowerem wiec zwykle decydowałem się na coś mniej obfitego co zwie się plato comibinado. Istnieją przygotowane warianty tego dania np frytki+kalmary+sałatka, ale jeśli akurat nie ma nic wywieszonego na widoku i nie jest to pora obiadowa to zawsze w barze/restauracji są w stanie coś takiego właśnie skombinować. Mniej więcej 6€ kosztowało takie danie z czymś do picia, co jest właśnie o cenę napoju mniej niż np na wybrzeżu.


IMG_3178 segre_resize.JPG

Rzeka Segre na wysokości miasta Mequinenza, Aragonia

Poruszając się po hiszpańskim wschodnim wybrzeżu raczej ciężko znaleźć niezasiedlone tereny czy nieużytki. Całkowicie odwrotnie przedstawia się sytuacja gdy udamy się trochę wgłąb półwyspu. Między miejscowościami Mequinenza i Caspe oraz dalej miedzy Caspe i Alcañiz ciężko znaleźć żywą duszę. Słowo pustynia kojarzy nam się raczej z dużą ilością piasku daleko od morza ale w tym wypadku ciężko mi znaleźć inne pasujące. 25-40 km gdzie tylko nie tak liczni kierowcy ciężarówek mogą ci pomóc, bo nawet tam barów nie ma...


IMG_3182 pejz1_resize.JPG

Typowy aragoński pejzaż

Pierwszy dzień był niesamowitą kumulacją wszystkiego złego co może się przytrafić na wyprawie rowerowej. Bardzo silny wiatr (no niestety nie w plecy...), strome podjazdy (i pod wiatr) no i niestety kaprysy techniki. Po ponad 20 tys. kilometrów przejechanych w ostatnich latach musiałem się poddać i poszukać pomocy, bo łatki nie chciały się kleić. Ktoś mi uwierzy, że tam gdzie wrony zawracają pomogła mi grupa Polaków, która akurat przejeżdżała w pobliżu?


IMG_3183 pejz teru_resize.JPG

Górzyste okolice Teruel

1) Alcañiz - Hostal Los Calatravos
20€ za noc ze śniadaniem w formie minimalistycznego bufetu. Ja zrobiłem rezerwacje bez booking ale oni się reklamują stałą cena 20€ za noc więc gdyby ktoś nie chciał rezerwować na zaś to myślę, że jak będą mieli wolny pokój to spokojnie można tam przenocować. Stołować się można w barze Garlahe, który polecił mi pan z hostelu. Dobre jedzenie i w cenie jak wyżej. Czekając na jedzenie podsłuchałem jak prowadzące lokal panie rozmawiały o tym czego brakuje i co trzeba kupić i widać było, że starały się zapewnić dobra jakość podawanego jedzenia.

W Gargallo (przy N-221) zatrzymałem się w barze "Molinero". W okolicy nic innego nie było i zjadłbym cokolwiek ale akurat jedzenie tam mieli dobre a porcje duże. Bar jest trochę ukryty i nie widać go dobrze z szosy, szczególnie jak się jedzie z Alcañiz. Chyba nie mieli typowego menu z ofercie.

W okolicach miejscowości Escucha przed latami dobrze prosperowały kopalnie węgla kamiennego. Dziś tam wydobycie jest symboliczne, a dookoła postawiono pełno wiatraków.


IMG_3207 kop i wiat_resize.JPG

Escucha

2) Peralejos (k. Teruel) - Hostal Rural Peralejos
Na bookingu wisi oferta za 30€ za noc ze śniadaniem ale ja zapłaciłem 28€ bo nie posiłkowałem się pośrednikami. W tej wsi jest tylko jeden hostel więc jak zapytałem miejscowych to od razu wskazali gdzie to. Warto w tym przybytku zamówić także kolację, bo HB właśnie mnie wyszło 40 euro, co nie jest wygórowaną kwotą, tym bardziej, że jedzenie było dobre i obfite a w okolicy nie ma innego miejsca gdzie by można było coś zjeść. Akurat tego dnia wiatr uszkodził antenę telekomunikacyjna i w ogóle nie działały komórki w tamtym rejonie ale nie było problemu z zadzwonieniem z ichniejszego telefonu.

Teruel i okolice słyną z tego, że w lecie odnotowuje się tam niższe temperatury niż w okolicach. Dzieje się tak ze względu na położenie, dość wysoko nad poziomem morza (+/-1000m). W okolicy znajduje się też międzynarodowe lotnisko ale na próżno szukać jak tam dolecieć. Samoloty tam przylatują na dłuższe wakacje. Suchy i gorący klimat sprzyja ich konserwacji.


IMG_3218 teruel_resize.JPG

Centrum Teruel

Z Teruel do Adamuz widzie droga wijąca się jak przepływająca obok rzeka Nuria, która wchodzi do morza w Walencji. Chociaż jest to droga krajowa (N-330) miejscami jest dość wąska i przypomina bardziej drugorzędny trakt. Lasy, czerwone skały, wioski broniące się przed nowoczesnością sprawiają, że dość łatwo się zdekoncentrować.


IMG_3227 kamien dom_resize_resize.JPG

Stare chatki

3) Camporroble (k. Utiel) - Alojamiento "El Roble", Carretera de Villargordo del Cabriel, 5 46330 Camporrobles, Valencia.
20€ bez posiłków, płatne przez paypala przed przyjazdem. Bardzo uczciwi ludzie! Byłem świecie przekonany, że nie zrobiłem żadnej przedpłaty i że musiałem zapłacić na miejscu ale nic ode mnie nie wzięli. Ten obiekt to pokoje gościnne ale też i całe mieszkania z wyposażoną kuchnią i tarasem z wyposażeniem do robienia grilla. Jako że zostałem tylko na jedną noc to moglem korzystać tylko w mikrofali. No i też nie działał grzejnik do wody i musiałem iść do innego budynku na kąpiel.


IMG_3254 tory_resize_resize.JPG

Okolice Camporroble

Pomimo że jest to taka dość niewielka wioska to są tam 2 supermarkety i kilka barów. Ja miałem okazje stołować się w barze na ulicy Hernández Zazo 3. Jest to bar prowadzony najprawdopodobniej przez samotną duszyczkę z Rumunii. W tamte rejony przyjechało sporo Rumunów ale, w przeciwieństwie do obiegowej opinii, pożenili się, pozakładali rodziny i robią interesy. A skąd wiem, że owa pani za ladą nie narzekała na brak samotnych chwil? Otóż gdy ja spytałem czy mogę przyjść jutro rano na śniadanie (chodziło mi o to czy o 9 już będzie otwarte) pani chwyciła mnie za rękę i tęsknotą w głosie powiedziała: przyjdź! ja tu codziennie sama jestem!


IMG_3257 pejz4_resize.JPG

Winnice i wiatraki

W drodze do Almansy, zatrzymałem się w Cofrentes. Jest to miejscowość znana w okolicy z dwóch powodów: łączą się tam rzeki Cambriel i Júcar oraz z obecności elektrowni atomowej. Ja natomiast zapamiętam to miejsce ze względu na dobre i tanie jedzenie oraz piękny widok na otaczającą okolicę. Zaraz obok zamku w Cofrentes znajduje się powiedzmy dom emeryta. W Hiszpanii jest sporo takich miejsc, gdzie osoby w podeszłym wieku mogą spędzić razem czas, obejrzeć mecz czy zjeść obiad. Nie są to miejsca nastawione na gości z zewnątrz ale można tam zajść w poszukiwaniu strawy, szczególnie jak wszystko inne pozamykane.


IMG_3265 confretnes_resize.JPG

Rzeki Cambriel i Júzcar łączące się obok Confrentes

4) Almansa - Hostal El Estudio
30€ (na bookingu chyba po 35€ stało) za noc bez posiłków.Tak jak sama nazwa wskazuje, obiekt ten oferuje nie tyle pokoje co studia. Ja miałem takie na 2 osoby, z aneksem kuchennym i łazienką. Wszystkie graty działały, były naczynia... Nic tańszego w okolicy dla 1 osoby nie ma. Przed przyjazdem miałem mieszane odczucia, bo w pewnym komentarzu odnośnie tego miejsca wyczytałem, że właściciel czasem prosi żeby nie kraść ręczników, tak na dzień dobry... W środku winda; żadnych problemów z wejściem do budynku (niektórzy się skarżyli na elektroniczne klucze).

Moim następnym przystankiem było Elche (Elx po walencjańsku; wikipedia.pl mylnie podaje, że to katalońska nazwa). Jest to miasto skąd pochodzi kumpel z roboty (tak więc nie będzie o tym gdzie spać :) ). Ponadto, to miasto jak i moje rodzinne posiadają obiekty wpisane na listę UNESCO a w FC Elx gra gość z właśnie mojego miasta. Świat jest mały...


IMG_3281 kkk_resize.JPG

Wielki Piątek w Elche

Elche słynie z Damy z Elche (jej imieniem nazywają nawet szkoły jazdy oraz agencje nieruchomości...) oraz z gaju palmowego (wstęp za opłatą), gdzie można nabyć paczkę miejscowych daktyli. Typową miejscową zakąską jest przysmak z Elche, czyli daktyl zawinięty z plasterek boczku.
Gdy następnym razem wasz samolot wyląduje na ALC warto najpierw wybrać się do Elche a dopiero potem na plażę czy do Alicante.

IMG_1461.JPG

Centrum Elche


IMG_1473.JPG

Dama z Elche


IMG_1488.JPG

Gaj palmowy w Elche

Szóstego dnia wyruszyłem z okolic Alicante (Fabraquer) w stronę Alcoi. Wspinaczka z poziomu morza aż na wysokości ponad 1000m przebiegła dość sprawnie, za pewne za sprawa pięknych widoków.


IMG_3284 a alcoi_resize.JPG

W drodze do Alcoi

Po drodze także przejechałem przez miejscowość Xixona, która słynie z produkcji turronów, czyli takie słodkie, czasem twarde i je się to na Boże Narodzenie. Jak ktoś był w Hiszpanii w tym okresie to na pewno widział.


IMG_3287 widok z alcoi_resize.JPG

W drodze do Alcoi ale znacznie wyżej

Do wsi o nazwie La Barraca d'Aigües Vives (w zasadzie to była okolica tej wsi), gdzie spędziłem noc, dotarlem już po 20. Cały urok tego miejsca ujrzałem dopiero gdy wstało słońce...:


IMG_3307 barra_resize_resize.JPG



IMG_3310 barra2_resize.JPG



Nie jeden 4* moloch mógłby pozazdrościć takiej okolicy! Miejsce, w którym spałem to dom turysty prowadzony przez zakonnice (były ubrane normalnie, nie w habitach). Ogłaszają się też przez booking, płatność niby przelewem ale... Najpierw do nich napisałem, bo chciałem HB a na bookingu nie ma. Odpisali mi, że nie ma takiej możliwości bo miejsc nie ma... No to wziąłem i machnąłem rezerwację przez booking i czekam mejla z danymi do przelewu (bo kartą nie można). Po kilku dniach żadnej odpowiedzi więc piszę do bookinga co mam robić. Odpowiedzieli mi, że nic; po prostu jak się zjawię to zapłacę. Cała reszta przebiegła bardzo sprawnie. Obiekt nie jest jakoś szczególnie religijny ale trzeba mieć świadomość gdzie się jest i po co tam ludzie jadą. No i w ogóle to no stoi w szczerym polu, porośniętym drzewkami pomarańczowymi i (usychającymi) palmami. Pokoje ascetyczne ale z wifi. Jedzenie dobre i tanie jak barszcz. Nie wiem czy je uwiodła moja podróż ale za kolacje i śniadanie zapłaciłem 6 euro jedynie. Szczerze polecam to miejsce!

W Wielkanoc wyruszyłem w stronę Castellon de la Plana, jadąc najpierw w stronę wybrzeża a potem przez Walencje, Sagunt i Nules. Po zaledwie kilkunastu kilometrach, jeszcze zanim zobaczyłem morze, tylna dętka znów domagała się pieszczot. Szczęściem w nieszczęściu okazało się, że ten nadzwyczajny nadmiar pecha miał dojść prozaiczny powód: dziurawa opona. Tak więc i ją zadowoliłem.
Południowo-wschodnie wybrzeże Hiszpanii mieni się nazwą Costa de Azahar, czyli Wybrzeże Azaharu. A cóż to ten azahar? Ta wdzięczną nazwą, za pewne o arabskim pochodzeniu, nazwano kwiat pomarańczy ( i innych cytrusów też ale tam akurat rosną pomarańcze). Wiosną, gdy drzewka kwitną, można wręcz oszaleć od tego pięknego zapachu. Tak więc słonce, morze, azahar... komu by się chciało pracować w takich warunkach?!

Ostatnią, siódmą, noc mojej podróży spędziłem w 4* hotelu Intur w Castellon de la Plana.

W tym miejscu chciałbym podziękować Koledze @iwan-82 za pomoc w rezerwacji miejsca w tym hotelu :)

Noc w tym hotelu...no tania na pewno nie jest.
Wszystko tam piękne, czyste i błyszczące...ale jak chcesz sobie telefon naładować to z łóżka tego nie zrobisz, bo po prostu obok nie ma żadnego gniazdka...
Śniadanie w formie bufetu, m.in. 3 soki do wyboru i multum innych rzeczy. I pomimo tego, że zjadłem za 3 osoby to i tak po 40km jazdy znów byłem głodny. A dla rozeznania dodam, że po misce musli z lidla przejeżdżam nawet 70km.
Za tyle co oni sobie śpiewają to na pewno można coś znaleźć z pełnym wyżywieniem.


IMG_3322 playa castellon_resize.JPG

Plaża w Catellon de la Plana


IMG_3333 peñiscola_resize.JPG

Peñiscola widziana z Parku Sera d'Irta

Swoja podróż kończyłem w L'Aldea i tam dotarlem dnia ostatniego. Po drodze, jadąc dzień cały po wybrzeżu, zahaczyłem o plażę w Catellon (śliczna!) i przejechałem przez Park Serra d'Irta, gdzie można tylko przejechać rowerem lub z buta. Końcówka to trzecia już wizyta w Delcie Ebro. Piękny kawałek ziemi! Płaski, wietrzny i w cieniu nieodległej góry. Uprawia się tam ryż.

Jedzenie: w Benicarlo, Passieg Maritim, 48. Menu (bez kawy) kosztowało 9,50 euro i było warte każdego centa. Miła obsługa. W środku sami lokalsi (sprawdziłem im dowody i drzewa genealogiczne w trzy pokolenia wstecz).

--------- -------- ------- ------ ----- ---- --- -- -

Czy to samolotem, samochodem, pieszo czy właśnie na rowerze, każda podróż się kończy...
Nie ukrywam, że średnio 120km to sporo i chciałem dojechać do końca i (na reszcie) odpocząć. 90km dziennie pozwoliłoby mi na bliższe poznanie odwiedzanych miejsc, ale to może następnym razem!
Komu polecałbym podobna wycieczkę na Półwyspie Iberyjskim? No na pewno osobom już trochę zahartowanym. Długie dystanse bez miejsc do zatrzymania się czy znalezienia jakiejś pomocy podnoszą poziom trudności takiej wyprawy. Jazda po wybrzeżu to zwykle jazda przy akompaniamencie silników ale żadnych problemów z tym nie miałem; kierowcy są cierpliwi a i drogi są wystarczająco szerokie. Dalej od wybrzeża jest sporo spokojniej. Można się rozmarzyć napawając się widokami.
Mam świadomość, że większość osób czytających te moje wypociny jednak pozostawi ideę dłuższej rowerowej wycieczki w sferze marzeń... Nie słuchajcie się Ryśka!

Dodaj Komentarz

Komentarze (13)

higflyer 27 maja 2015 18:32 Odpowiedz
Rower przywiozłeś z Polski? Czy pożyczyłeś na miejscu?
namteh 27 maja 2015 19:00 Odpowiedz
przyjechałem do hiszpanii i tu go kupiłem przez internet.
mashacra 27 maja 2015 19:42 Odpowiedz
Kupiłeś nówkę i potem sprzedałeś na szybko?
higflyer 28 maja 2015 08:00 Odpowiedz
Przypominam sobie, że przewóz roweru samolotem to 127 złotych w jedną stronę (jako bagaż sportowy). Na pożyczonym rowerze, czy kupionym w internecie, przejeżdżać codziennie 100 km to ryzykowne, może się popsuć. Swojego roweru jestem bardziej pewny.
higflyer 31 marca 2016 20:28 Odpowiedz
Dlaczego każde zdjęcie ma inną szerokość?
namteh 31 marca 2016 20:33 Odpowiedz
@Higflyer bo rozmiar nie jest ważny?!nie wiem! :lol:
higflyer 31 marca 2016 20:37 Odpowiedz
@namteH popracuj nad estetyką to Cię zgłoszę do konkursu ;)
namteh 31 marca 2016 20:42 Odpowiedz
@HigflyerJakiś Ty miły! :mrgreen: Nie, nie trzeba. Sam tego nie zgłaszałem, bo bardziej ma być podsuniecie idei niż relacja.
gregggor 31 marca 2016 22:32 Odpowiedz
@namteH a jakim rowerem robisz te wyprawy?
higflyer 24 kwietnia 2016 13:56 Odpowiedz
Gdyby rzeczywiście był deszcz to błotniki są potrzebne.
namteh 24 kwietnia 2016 14:00 Odpowiedz
@HigflyerCałodniowych deszczów w Hiszpanii jeszcze nie doświadczyłem. Raz jak jechałem w sierpniu to było oberwanie chmury ale to postało się może godzinę na stacji benzynowej i tyle. Przemokłem ale zanim dojechałem na miejsce to już wyschłem.
pehape 24 kwietnia 2016 14:30 Odpowiedz
Proszę o więcej :-)
handsome 12 marca 2018 16:43 Odpowiedz
Fajnie podróżujesz i foto także piekniutkie. Pozdro :P :P :P